Uwaga!!

Uwaga!!!

Jest to blog o tematyce yaoi. Yaoi opowiada o miłości zarówno psychicznej, jak i fizycznej między dwoma mężczyznami. Lżejszą formą yaoi jest shounen-ai. Jeśli jesteś homofobem, albo taka tematyka ci nie pasuje to opuść tego bloga. Pozostałe osoby zapraszam do lektury i komentarzy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie na moje gg: 9274038. Od pewnego czasu nie działają mi konferencje, więc o nowych notkach będę Was informowała i moim opisie.

wtorek, 11 grudnia 2012

„Promienie słońca we włosach… I błękitne niebo zatrzymane na zawsze w twoich oczach”. „Wampir Lestat” Anne Rice Część 2.


Konbanwa!!
Długo się zastanawiałam nad tym co napisała w swoim komentarzu pod ostatnią notką Ayu Sanban. Rzeczywiście to dobry pomysł na dłuższe opowiadanie, ale z drugiej strony nie miałabym siły by tworzyć kolejny blog. Akcja w poprzedniej notce była szybka, ponieważ w zamierzeniu to opowiadanie wcale nie ma być długie. A poza tym jestem osobą, która lubi się skupiać na szczegółach i czasami z tym przesadzam, a nie chcę stworzyć coś co może Was znudzić. Na moim blogu gdzie mam ponad 60 rozdziałów, ktoś kiedyś, jeszcze jak byłam na Onecie, zarzucił mi, że strasznie wlokę akcje, że opisuje prawie każdy dzień z życia bohaterów. No cóż nie każdemu mogę dogodzić.

A jeśli chodzi o betę. Nie mam jej i nie chcę mieć. Moje notki nie wychodzą regularnie i nie chcę komuś narzucać pracy. A poza tym gdybym miała betę to musiałbym podporządkować pod nią wrzucanie notek. Wysyłanie jej opowiadania by sprawdziła błędy, a potem czekać aż mi odeśle poprawiony tekst, to według mnie strasznie upierdliwe. A poza tym czułabym się z tym źle, ponieważ czułabym, że notki nie są do końca moje. Staram się poprawiać błędy w notkach. Nie zawsze to wychodzi, ponieważ jestem tylko człowiekiem.

Muszę się też wytłumaczyć dlaczego nie przeniosłam na tego bloga „Zakładnika politycznego”. Nie mam kompletnie pomysłu na to opowiadanie. Nie chcę zaśmiecać bloga opowiadaniami, których nie zakończę. W końcu nikt nie lubi czytać opowiadania i po kilku rozdziałach dowiedzieć się, że nie będzie kontynuacji.

Myślę, że w tym miejscu przestanę już zanudzać i zapraszam na nowy rozdział o wampirkach.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

„Promienie słońca we włosach… I błękitne niebo zatrzymane na zawsze w twoich oczach”.
„Wampir Lestat” Anne Rice
Część 2.


Następnego wieczora poszedłem do mieszkania blondyna. Itachi upierał się, że ze mną pójdzie, ale ja stanowczo zaprotestowałem.
Był tam. Krzątał się po całym mieszkaniu i był zdenerwowany. Czułem jego intensywny zapach, chociaż obserwowałem go z dachu budynku naprzeciwko. Ten człowiek niesamowicie oddziaływał na moje wszystkie zmysły. Czułem jak krew w moich żyłach coraz bardziej pulsuje, a temperatura mojego ciała się podnosi, co było bardzo dziwne, bo jest o wiele mniejsza niż ludzka. Moje całe ciało ogarnął dziwny żar, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Tak bardzo chciałbym poznać smak jego krwi. Moje kły, wbrew mojej woli, wydłużyły się. Jednak po chwili w mojej głowie pojawiła się przerażająca mnie myśl, że mógłbym go skrzywdzić. To było głupie. W końcu jestem wampirem, idealną maszyną do zabijania. Dlaczego miałbym się bać, że kogoś zranię?

Blondyn wyszedł z mieszkania. Zacząłem go śledzić. Po cholerę to robię? Przecież mogę go porwać i wypić całą jego krew. Nikt nawet tego by nie zauważył. Dostanę w końcu to czego chcę. Ale czy rzeczywiście tego pragnę? Skąd nagle we mnie tyle sprzeczności?
Blondwłosy mężczyzna doszedł do jakieś stacji benzynowej. Okazało się, że tam pracuje. Przez około 8 godzin obserwowałem jego krzątaninę po stacji. Uśmiechał się do każdego klienta, a mi za każdym razem robiło się gorąco i jakoś tak miło. Jego uśmiech był zniewalający. Taki przyjazny, czuły, ciepły. Miałem wielką ochotę usłyszeć jego głos.
I zrobiłem coś, czego bym się nigdy po sobie nie spodziewał.  Wszedłem do stacji i pod pretekstem kupienia kawy podszedłem do kasy, przy której stał blondyn.
– Dobry wieczór – odezwałem się.
– Dobry… – urwał, gdy tylko podniósł na mnie swoje spojrzenie.
Jego nieziemsko niebieskie oczy rozszerzyły się w szoku, zupełnie jak wczoraj w klubie i cofnął się od kasy.
O co mu chodzi? Ależ on jest przepiękną istotą. Już dawno nie widziałem tak pięknego człowieka.
– Poproszę czarną kawę bez cukru – odezwałem się a on:
– Kiba! – krzyknął głośno.
– Tak Naru? – Z zaplecza wyłonił się jakiś szatyn. – Coś się stało?
Blondyn podszedł do niego i zaczął mu coś szeptać do ucha. Jednak mój wyostrzony słuch wyłapał każde słówko.
– Czy ty widzisz tego faceta?
– No oczywiście, że widzę – szepnął szatyn mierząc mnie wzrokiem. – A co?
– A nic. – Blondyn odetchnął z ulgą? Ale dlaczego? Podszedł z powrotem do kasy. – Przepraszam bardzo. – Uśmiechnął się szeroko, a mnie zamurowało. – Czarna bez cukru, tak?
– Tak. – odpowiedziałem cicho.
I dopiero wtedy mnie oświeciło. Tak. Wampira oświeciło. By spojrzeć na jego plakietkę i dowiedzieć się, że ten niesamowity blondwłosy mężczyzna, który działa na mnie jak przysłowiowy magnez to…
– Naruto Uzumaki. To niespotykane imię – odezwałem się.
– Hehe. – Podrapał się po karku zakłopotany. – To w ogóle nie jest imię. Ojciec to wymyślił na cześć swojego ulubionego dodatku do ramen. Co za palant.
Prychnąłem ze śmiechu, bo chociaż nazwał swojego ojca palantem, powiedział to z wielką czułością.
– Podać coś jeszcze?
Tak. Poproszę 2 litry twoje krwi.
– Nie dziękuję. To wszystko.
Dałem mu pieniądze, on wydał mi resztę i… wyszedłem. Tak. Najzwyczajniej w świecie wyszedłem ze stacji. Uszedłem od niej spory kawałek, ponieważ miałem dziwne wrażenie, że blondyn mnie obserwuje.

Zazwyczaj wampiry nie spożywają ludzkiego jedzenie, ale jedna kawa od czasu do czasu nie zaszkodzi. Upiłem łyk kawy, chociaż nie wiem dlaczego. Mogłem ją po prostu wyrzucić. Kawa, chociaż jestem wampirem, była moim ulubionym ludzkim napojem. Itachi nie miał pojęcia i dziwił się, jak ja to mogę pić. Mój brat, w przeciwieństwie do mnie, odżywiał się tylko jedną rzeczą pochodzącą od ludzi – ich krwią. Rozszerzyłem oczy za zdziwieniem. To była najpyszniejsza kawa jaką piłem w życiu.

Gdy wypiłem kawę, wróciłem do obserwowania Naruto. Skończył pracę około godziny 3 w nocy. Szedł do domu, a w jego chodzie nie było strachu. Ludzie o tej porze raczej bali się sami chodzić po mieście. Byli łatwymi ofiarami nie tylko dla wampirów. Szedłem w bardzo dużej odległości od niego. A on przemierzał ulice w bardzo wolnym tępię. Czasami przystawał i zadzierał głowę do góry. Chyba lubił patrzeć w gwiazdy. Chociaż w mieście trudno było je zauważyć. Wzdychał wtedy jakby rozczarowany i szedł dalej. A ja za nim. Bez problemu doszedł do swojego mieszkania. I znowu powtórzyło się wszystko z poprzedniego wieczora. Pościelił łóżko, udał się do łazienki, położył spać i znów miał koszmary, chociaż już nie rzucał się tak na łóżku.

Nad ranem wróciłem do mojej kryjówki i tak samo jak wczoraj głodny. Jednak tym razem nie wziąłem krwi od Itachiego. Znowu doszłoby miedzy nami do zbliżenia, a na to nie miałem ochoty. Zawsze tak się dzieje, gdy wampiry wymieniają się swoją krwią.
–  Tak nie może być! Umrzesz, jeśli nie będziesz się pożywał! – krzyczał na mnie.
– Itachi daj mi spokój – westchnąłem i położyłem się na kanapie.
Nienawidzę trumien.
– Sasuke…
– Powiedziałem daj mi spokój.
– Nie wiem co się dzieje, ale jeśli nie masz siły czy chęci żeby go upolować, to ja mogę ci go przyprowadzić.
– Ani mi się waż! – podniosłem się błyskawicznie i już stałem koło brata, a moje oczy zabłysły czerwienią. – Tknij go tylko palcem, a…
– Dobra, dobra. – Uniósł ręce w geście poddania. – Rozumiem. On jest twój braciszku. Ale pośpiesz się z tym. Nie mam zamiaru patrzeć na to jak umierasz. Jestem nie tylko twoim bratem, ale także stwórcą. Żaden rodzić nie powinien patrzeć na śmierć swojego dziecka.
– Och błagam cię. – Przewróciłem oczami. – I mówi to ten, który na oczach rodziców zabijał niewinne dzieci. Ale z ciebie hipokryta.
– No cóż, taka już nasza natura.
Itachi miał rację. Będę musiał coś zrobić, bo jeśli tak dalej pójdzie to naprawdę umrę.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego dnia zrobiłem zupełnie to samo. Znowu śledziłem Naruto. Dzisiejszy wieczór miał wolny i spotkał się w kawiarni z jakąś dziewczyną, która miała wściekle różowe włosy. Eh… Ta dzisiejsza moda. Nie przeczę, że niektóre ubrania bardzo mi się podobają. Ale różowe włosy. I to jeszcze takie, że widać z odległości kilometra. Nie trzeba być wampirem, żeby ją zauważyć. Dziewczyna przywitała się z nim, całując do w policzek i przytulając go do siebie. Ogarnęła mnie wściekłość, chociaż nie rozumiałem dlaczego.
– Zmartwił mnie ten twój przedwczorajszy telefon. Przepraszam, że nie mogłam się wyrwać wcześniej – powiedziała dziewczyna.
– Spoko. Rozumiem. Też masz przecież pracę. – Spojrzał na nią uważnie. – Sakurcia. Myślałem, że to wróciło – wyszeptał.
– Masz na myśli swoje sny? – Zaniepokoiła się.
– Tak. I myślałem nawet, że jest gorzej. Że mam jakieś zwidy. Ale on jest prawdziwy.
– On? Ten facet z twojego snu? – Rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
– Tak… To znaczy nie. Bo to nie może być on. Jest bardzo do niego podobny. Ale w przeciwieństwie do tego z mojego snu, jest bardzo miły.
– Skąd to wiesz?
– Przedwczoraj w klubie myślałem, że mam halucynacje. Ale on wczoraj przyszedł na naszą stację i Kiba też go widział.
– Przyszedł na stację? Myślisz, że on cię śledzi?
– Co? Nie. – Roześmiał się. – To był zwykły przypadek. Chyba. – Zastanawiał się przez chwilę.
– A jeśli to naprawdę jest on, ten z twojego snu, to może być bardzo niebezpieczny. Przecież w twoim śnie był cały poplamiony krwią.
– Przestań mnie straszyć. To jeszcze nic nie znaczy. Ta krew mogła się na nim znaleźć bo na przykład miał jakiś wypadek, a nie, że zrobił komuś krzywdę.

Teraz zaczynałem powoli wszystko pojmować. Jego reakcje, gdy mnie zobaczył. Nie wiedział, że jestem wampirem. Po prostu śnił mu się ktoś bardzo do mnie podobny i tyle. Ale czy rzeczywiście tylko podobny. W końcu ten ktoś, tak jak powiedziała dziewczyna, był poplamiony krwią. Ten blondyn naprawdę jest kimś niezwykłym.
– Tak czy inaczej. Musisz na siebie uważać. Naruto błagam cię. Obiecaj mi, że będziesz ostrożny. – Złapała go za rękę.
– No dobra. Obiecuję. – Uśmiechnął się szeroko.
Dziewczyna oparła się na ręce i spojrzała znudzona na blondyna.
– I tak wiem, że mówisz to na odczepne. Ty nigdy nie jesteś ostrożny.
– Eh… Jak ty mnie dobrze znasz Sakurcia.
– Oczywiście. W końcu znamy się już od dzieciństwa. Dlatego nie musisz zakładać przy mnie tej maski. – Naruto przestał się uśmiechać.
– Masz racje – powiedział smutno.
Nie spodobała mi się ta jego smutna mina. Zdecydowanie uwielbiałem jego uśmiech.
– Byłeś u lekarza?
– Byłem. Zadzwoniłem do niego jak tylko wróciłem z tej imprezy.
– Aha. Czyli nie wie, że widzisz w ludziach tego faceta ze swojego snu?
– Sakurcia. – blondyn przewrócił oczami.
– Musisz iść do niego.
– Po co?
– Jak to po co? Musi wiedzieć o tym co się z tobą dzieje jeśli ma ci pomóc.
– I tak mi nie pomaga. Zapisze mi jakieś nowe leki, które i tak nie działają?! Od ilu już lat jestem w tym stanie?! Od ilu już lat truję się tym cholerstwem?! I tak gówno to daje.
– Naruto gdybyś nie brał tych leków to już nie było by cię tutaj.
– I tak by było lepiej! Komu ja jestem potrzeby? No komu?
– Mi jesteś.
– Czyżby? A do czego? Co masz z naszej przyjaźni? Powiem ci. Jedno wielkie zero! Tylko słuchasz o moich problemach i nic więcej.
– Prawdziwi przyjaciele nie oczekują od ciebie korzyści. Jesteś dla mnie jak brat. – Złapała go za rękę. – Błagam cię Naruto, idź do lekarza.
– Zastanowię się.
– Eh… Już ja wiem jak ty się zastanowisz. – Westchnęła dziewczyna. – No nic muszę już iść. Zadzwonię do ciebie. Trzymaj się Naruto. Kocham cię. – Pocałowała go w policzek.
– Tak. Ja też. Do zobaczenia.

Blondyn długo jeszcze siedział po wyjściu dziewczyny w kawiarni. Na jego twarzy nie pojawił się uśmiech, co zaczynało mnie niepokoić. Analizowałem całą ich rozmowę. Naruto ukrywał coś przed całym światem i tylko osoby naprawdę jemu bliskie mogły się dowiedzieć co to takiego. Zazdrościłem tej różowowłosej dziewczynie, że zna jego sekret, kiedy ja nawet nie mogę czytać w jego myślach. To mnie strasznie wkurzało. Nie lubiłem, gdy ludzie mieli przede mną jakieś tajemnice. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Nie mogę czytać w myślach Naruto, ale mogę czytać w myślach tej dziewczyny. Ona zna jego tajemnice, wiec jak poszperam jej trochę w głowie, to się dowiem co on ukrywa. Ale z drugiej strony, to pójście na łatwiznę, a tego nienawidzę. O nie. Sasuke Uchiha nie lubi prostych rozwiązań. Albo raczej takich, które nie dają satysfakcji.

Naruto wyszedł w końcu z kawiarni i skierował się w stronę swojego mieszkania. Pod domem czekał na niego kolega z pracy. Jeśli mnie pamięć nie myli, miał na imię Kiba.
– Cześć. – przywitał się szatyn.
– Cześć. Widzę, że Sakura nie traciła czasu.
– Hę? O czym ty mówisz?
– Nie zadzwoniła do ciebie?
– Nie. Pomyślałem, że może… No wiesz.
Naruto podszedł do chłopaka i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, a już myślałem, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, pocałował szatyna.
– Kiba mam dzisiaj strasznego dola – wyszeptał.
– No to trzeba coś na to poradzić.
Szatyn pociągnął Naruto za rękę i weszli do budynku. Nie chciałem wiedzieć co tam zaszło. Mogłem się tylko domyślać. A właściwie byłem pewny co się stało. Byłem wściekły, ale nie wiedziałem, na kogo lub o co. Musiałem jakoś odreagować. Tej nocy zabiłem 3 osoby. Wyssałem ich krew co do ostatniej kropelki, ale to i tak nie zmniejszyło mojego pragnienia i gniewu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Blondyn leżał na brzuchu, oparł się na przedramionach i patrzył zamyślony za okno. Czyjeś ręce objęły go w pasie i ktoś przylgnął do jego pleców.
– Naruto nie przejmuj się, to się czasami zdarza – odezwał się Kiba.
– Co? – Uzumaki spojrzał na niego zdezorientowany.
– No to, że ci nie stanął.
– Wybacz Kiba. Po prostu nie jestem dzisiaj w nastroju.
– Tak się czasami zdarza, gdy człowiek jest zmęczony albo zakochany.
– Co ty wygadujesz? Nie jestem zakochany.
– Dlaczego nie zaprotestowałeś jak powiedziałem, że jesteś zmęczony? – Spojrzał na niego przebiegle. – Normalnie zacząłbyś się śmiać i wydzierać, że nigdy nie jesteś zmęczony i, że masz niezwykłe pokłady energii.
– Nie wymyślaj tego, czego nie ma.
– Myślisz o nim, prawda?
– O kim? – Spojrzał na niego zaskoczony.
– No o tym brunecie, co przyszedł wczoraj do nas na stacje po kawę. A ja myślę, że on przyszedł do ciebie.
– Kiba co ty gadasz?
– Widziałem jak się na ciebie patrzył. Zjadał cię spojrzeniem.
– Och daj spokój.
– Przyznaj się. Wpadł ci w oko, co?
– Nie… Po prostu mi kogoś przypomina i tyle.
– A co będzie jak znowu przyjdzie? Wtedy też będziesz tak myślał? Wiem co mówię.
– Kiba nie każdy facet, który na mnie spojrzy musi być gejem.
– Oczywiście, że nie. Ale jego spojrzenie mówiło; „Będziesz mój”.
– No mówię ci skończ już z tym. – Blondyn przykrył głowę poduszką, jednak po chwili odsłonił się i spojrzał na szatyna. – Naprawdę tak myślisz?
– Więc jednak mam rację. Lecisz na niego.
– Ja… Nie…
– Naruto przestań kłamać.
– Nie przeszkadzałoby ci to?
– Przecież taki mieliśmy układ, nie. Będziemy seks-przyjaciółmi dopóki sobie kogoś nie znajdziemy.
– Jeszcze nikogo nie mam.
– Tak. Ale to się zmieni. Ten facet nie odpuści, to było widać w jego oczach.
– Kiba. – Naruto usiadł na łóżku i spojrzał na chłopaka. – Przepraszam. Ja wiem co do mnie czujesz, ale ja…
Szatyn zamknął jego usta delikatnym pocałunkiem.
– Nic nie mów. Wiedziałem, że prędzej czy później to się stanie. Chcę żebyś wiedział, że na mnie zawsze możesz polegać.
– Wiem. Dzięki.
Kiba popchnął blondyna na plecy.
– To może sprawdzimy czy nabrałeś już ochoty, na małe co nieco. – Szatyn uśmiechnął się przebiegle i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.


C.D.N.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Od razu zaprotestuje na Wasze przyszłe protesty. W opowiadaniu nie będzie sceny erotycznej z Naruto i Kibą. Więc mi nie płakać, że skończyłam w takim momencie.
Do zobaczenia w następnej notce.