Konbanwa!!
Długo się zastanawiałam
nad tym co napisała w swoim komentarzu pod ostatnią notką Ayu Sanban.
Rzeczywiście to dobry pomysł na dłuższe opowiadanie, ale z drugiej strony nie
miałabym siły by tworzyć kolejny blog. Akcja w poprzedniej notce była szybka, ponieważ
w zamierzeniu to opowiadanie wcale nie ma być długie. A poza tym jestem osobą,
która lubi się skupiać na szczegółach i czasami z tym przesadzam, a nie chcę
stworzyć coś co może Was znudzić. Na moim blogu gdzie mam ponad 60 rozdziałów,
ktoś kiedyś, jeszcze jak byłam na Onecie, zarzucił mi, że strasznie wlokę
akcje, że opisuje prawie każdy dzień z życia bohaterów. No cóż nie każdemu mogę
dogodzić.
A jeśli chodzi o
betę. Nie mam jej i nie chcę mieć. Moje notki nie wychodzą regularnie i nie
chcę komuś narzucać pracy. A poza tym gdybym miała betę to musiałbym
podporządkować pod nią wrzucanie notek. Wysyłanie jej opowiadania by sprawdziła
błędy, a potem czekać aż mi odeśle poprawiony tekst, to według mnie strasznie
upierdliwe. A poza tym czułabym się z tym źle, ponieważ czułabym, że notki nie
są do końca moje. Staram się poprawiać błędy w notkach. Nie zawsze to wychodzi,
ponieważ jestem tylko człowiekiem.
Muszę się też
wytłumaczyć dlaczego nie przeniosłam na tego bloga „Zakładnika politycznego”.
Nie mam kompletnie pomysłu na to opowiadanie. Nie chcę zaśmiecać bloga
opowiadaniami, których nie zakończę. W końcu nikt nie lubi czytać opowiadania i
po kilku rozdziałach dowiedzieć się, że nie będzie kontynuacji.
Myślę, że w tym
miejscu przestanę już zanudzać i zapraszam na nowy rozdział o wampirkach.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
„Promienie słońca
we włosach… I błękitne niebo zatrzymane na zawsze w twoich oczach”.
„Wampir Lestat”
Anne Rice
Część 2.
Następnego wieczora poszedłem do
mieszkania blondyna. Itachi upierał się, że ze mną pójdzie, ale ja stanowczo
zaprotestowałem.
Był tam. Krzątał się po całym
mieszkaniu i był zdenerwowany. Czułem jego intensywny zapach, chociaż
obserwowałem go z dachu budynku naprzeciwko. Ten człowiek niesamowicie
oddziaływał na moje wszystkie zmysły. Czułem jak krew w moich żyłach coraz
bardziej pulsuje, a temperatura mojego ciała się podnosi, co było bardzo
dziwne, bo jest o wiele mniejsza niż ludzka. Moje całe ciało ogarnął dziwny
żar, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Tak bardzo chciałbym poznać smak jego krwi.
Moje kły, wbrew mojej woli, wydłużyły się. Jednak po chwili w mojej głowie
pojawiła się przerażająca mnie myśl, że mógłbym go skrzywdzić. To było głupie.
W końcu jestem wampirem, idealną maszyną do zabijania. Dlaczego miałbym się
bać, że kogoś zranię?
Blondyn wyszedł z mieszkania.
Zacząłem go śledzić. Po cholerę to robię? Przecież mogę go porwać i wypić całą
jego krew. Nikt nawet tego by nie zauważył. Dostanę w końcu to czego chcę. Ale
czy rzeczywiście tego pragnę? Skąd nagle we mnie tyle sprzeczności?
Blondwłosy mężczyzna doszedł do
jakieś stacji benzynowej. Okazało się, że tam pracuje. Przez około 8 godzin
obserwowałem jego krzątaninę po stacji. Uśmiechał się do każdego klienta, a mi
za każdym razem robiło się gorąco i jakoś tak miło. Jego uśmiech był
zniewalający. Taki przyjazny, czuły, ciepły. Miałem wielką ochotę usłyszeć jego
głos.
I zrobiłem coś, czego bym się
nigdy po sobie nie spodziewał. Wszedłem
do stacji i pod pretekstem kupienia kawy podszedłem do kasy, przy której stał
blondyn.
– Dobry wieczór – odezwałem się.
– Dobry… – urwał, gdy tylko
podniósł na mnie swoje spojrzenie.
Jego nieziemsko niebieskie oczy
rozszerzyły się w szoku, zupełnie jak wczoraj w klubie i cofnął się od kasy.
O co mu chodzi? Ależ on jest
przepiękną istotą. Już dawno nie widziałem tak pięknego człowieka.
– Poproszę czarną kawę bez cukru
– odezwałem się a on:
– Kiba! – krzyknął głośno.
– Tak Naru? – Z zaplecza wyłonił
się jakiś szatyn. – Coś się stało?
Blondyn podszedł do niego i
zaczął mu coś szeptać do ucha. Jednak mój wyostrzony słuch wyłapał każde
słówko.
– Czy ty widzisz tego faceta?
– No oczywiście, że widzę –
szepnął szatyn mierząc mnie wzrokiem. – A co?
– A nic. – Blondyn odetchnął z
ulgą? Ale dlaczego? Podszedł z powrotem do kasy. – Przepraszam bardzo. –
Uśmiechnął się szeroko, a mnie zamurowało. – Czarna bez cukru, tak?
– Tak. – odpowiedziałem cicho.
I dopiero wtedy mnie oświeciło.
Tak. Wampira oświeciło. By spojrzeć na jego plakietkę i dowiedzieć się, że ten
niesamowity blondwłosy mężczyzna, który działa na mnie jak przysłowiowy magnez
to…
– Naruto Uzumaki. To niespotykane
imię – odezwałem się.
– Hehe. – Podrapał się po karku
zakłopotany. – To w ogóle nie jest imię. Ojciec to wymyślił na cześć swojego
ulubionego dodatku do ramen. Co za palant.
Prychnąłem ze śmiechu, bo chociaż
nazwał swojego ojca palantem, powiedział to z wielką czułością.
– Podać coś jeszcze?
Tak. Poproszę 2 litry twoje krwi.
– Nie dziękuję. To wszystko.
Dałem mu pieniądze, on wydał mi
resztę i… wyszedłem. Tak. Najzwyczajniej w świecie wyszedłem ze stacji.
Uszedłem od niej spory kawałek, ponieważ miałem dziwne wrażenie, że blondyn
mnie obserwuje.
Zazwyczaj wampiry nie spożywają
ludzkiego jedzenie, ale jedna kawa od czasu do czasu nie zaszkodzi. Upiłem łyk
kawy, chociaż nie wiem dlaczego. Mogłem ją po prostu wyrzucić. Kawa, chociaż
jestem wampirem, była moim ulubionym ludzkim napojem. Itachi nie miał pojęcia i
dziwił się, jak ja to mogę pić. Mój brat, w przeciwieństwie do mnie, odżywiał
się tylko jedną rzeczą pochodzącą od ludzi – ich krwią. Rozszerzyłem oczy za
zdziwieniem. To była najpyszniejsza kawa jaką piłem w życiu.
Gdy wypiłem kawę, wróciłem do
obserwowania Naruto. Skończył pracę około godziny 3 w nocy. Szedł do domu, a w
jego chodzie nie było strachu. Ludzie o tej porze raczej bali się sami chodzić
po mieście. Byli łatwymi ofiarami nie tylko dla wampirów. Szedłem w bardzo
dużej odległości od niego. A on przemierzał ulice w bardzo wolnym tępię.
Czasami przystawał i zadzierał głowę do góry. Chyba lubił patrzeć w gwiazdy.
Chociaż w mieście trudno było je zauważyć. Wzdychał wtedy jakby rozczarowany i
szedł dalej. A ja za nim. Bez problemu doszedł do swojego mieszkania. I znowu
powtórzyło się wszystko z poprzedniego wieczora. Pościelił łóżko, udał się do
łazienki, położył spać i znów miał koszmary, chociaż już nie rzucał się tak na
łóżku.
Nad ranem wróciłem do mojej
kryjówki i tak samo jak wczoraj głodny. Jednak tym razem nie wziąłem krwi od
Itachiego. Znowu doszłoby miedzy nami do zbliżenia, a na to nie miałem ochoty.
Zawsze tak się dzieje, gdy wampiry wymieniają się swoją krwią.
–
Tak nie może być! Umrzesz, jeśli nie będziesz się pożywał! – krzyczał na
mnie.
– Itachi daj mi spokój –
westchnąłem i położyłem się na kanapie.
Nienawidzę trumien.
– Sasuke…
– Powiedziałem daj mi spokój.
– Nie wiem co się dzieje, ale
jeśli nie masz siły czy chęci żeby go upolować, to ja mogę ci go przyprowadzić.
– Ani mi się waż! – podniosłem
się błyskawicznie i już stałem koło brata, a moje oczy zabłysły czerwienią. –
Tknij go tylko palcem, a…
– Dobra, dobra. – Uniósł ręce w
geście poddania. – Rozumiem. On jest twój braciszku. Ale pośpiesz się z tym.
Nie mam zamiaru patrzeć na to jak umierasz. Jestem nie tylko twoim bratem, ale
także stwórcą. Żaden rodzić nie powinien patrzeć na śmierć swojego dziecka.
– Och błagam cię. – Przewróciłem
oczami. – I mówi to ten, który na oczach rodziców zabijał niewinne dzieci. Ale
z ciebie hipokryta.
– No cóż, taka już nasza natura.
Itachi miał rację. Będę musiał
coś zrobić, bo jeśli tak dalej pójdzie to naprawdę umrę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego dnia zrobiłem zupełnie
to samo. Znowu śledziłem Naruto. Dzisiejszy wieczór miał wolny i spotkał się w
kawiarni z jakąś dziewczyną, która miała wściekle różowe włosy. Eh… Ta
dzisiejsza moda. Nie przeczę, że niektóre ubrania bardzo mi się podobają. Ale
różowe włosy. I to jeszcze takie, że widać z odległości kilometra. Nie trzeba
być wampirem, żeby ją zauważyć. Dziewczyna przywitała się z nim, całując do w
policzek i przytulając go do siebie. Ogarnęła mnie wściekłość, chociaż nie
rozumiałem dlaczego.
– Zmartwił mnie ten twój
przedwczorajszy telefon. Przepraszam, że nie mogłam się wyrwać wcześniej –
powiedziała dziewczyna.
– Spoko. Rozumiem. Też masz
przecież pracę. – Spojrzał na nią uważnie. – Sakurcia. Myślałem, że to wróciło
– wyszeptał.
– Masz na myśli swoje sny? –
Zaniepokoiła się.
– Tak. I myślałem nawet, że jest
gorzej. Że mam jakieś zwidy. Ale on jest prawdziwy.
– On? Ten facet z twojego snu? –
Rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
– Tak… To znaczy nie. Bo to nie
może być on. Jest bardzo do niego podobny. Ale w przeciwieństwie do tego z
mojego snu, jest bardzo miły.
– Skąd to wiesz?
– Przedwczoraj w klubie myślałem,
że mam halucynacje. Ale on wczoraj przyszedł na naszą stację i Kiba też go
widział.
– Przyszedł na stację? Myślisz,
że on cię śledzi?
– Co? Nie. – Roześmiał się. – To
był zwykły przypadek. Chyba. – Zastanawiał się przez chwilę.
– A jeśli to naprawdę jest on,
ten z twojego snu, to może być bardzo niebezpieczny. Przecież w twoim śnie był
cały poplamiony krwią.
– Przestań mnie straszyć. To jeszcze
nic nie znaczy. Ta krew mogła się na nim znaleźć bo na przykład miał jakiś
wypadek, a nie, że zrobił komuś krzywdę.
Teraz zaczynałem powoli wszystko
pojmować. Jego reakcje, gdy mnie zobaczył. Nie wiedział, że jestem wampirem. Po
prostu śnił mu się ktoś bardzo do mnie podobny i tyle. Ale czy rzeczywiście
tylko podobny. W końcu ten ktoś, tak jak powiedziała dziewczyna, był poplamiony
krwią. Ten blondyn naprawdę jest kimś niezwykłym.
– Tak czy inaczej. Musisz na
siebie uważać. Naruto błagam cię. Obiecaj mi, że będziesz ostrożny. – Złapała
go za rękę.
– No dobra. Obiecuję. –
Uśmiechnął się szeroko.
Dziewczyna oparła się na ręce i
spojrzała znudzona na blondyna.
– I tak wiem, że mówisz to na
odczepne. Ty nigdy nie jesteś ostrożny.
– Eh… Jak ty mnie dobrze znasz
Sakurcia.
– Oczywiście. W końcu znamy się
już od dzieciństwa. Dlatego nie musisz zakładać przy mnie tej maski. – Naruto
przestał się uśmiechać.
– Masz racje – powiedział smutno.
Nie spodobała mi się ta jego
smutna mina. Zdecydowanie uwielbiałem jego uśmiech.
– Byłeś u lekarza?
– Byłem. Zadzwoniłem do niego jak
tylko wróciłem z tej imprezy.
– Aha. Czyli nie wie, że widzisz
w ludziach tego faceta ze swojego snu?
– Sakurcia. – blondyn przewrócił
oczami.
– Musisz iść do niego.
– Po co?
– Jak to po co? Musi wiedzieć o
tym co się z tobą dzieje jeśli ma ci pomóc.
– I tak mi nie pomaga. Zapisze mi
jakieś nowe leki, które i tak nie działają?! Od ilu już lat jestem w tym
stanie?! Od ilu już lat truję się tym cholerstwem?! I tak gówno to daje.
– Naruto gdybyś nie brał tych
leków to już nie było by cię tutaj.
– I tak by było lepiej! Komu ja
jestem potrzeby? No komu?
– Mi jesteś.
– Czyżby? A do czego? Co masz z
naszej przyjaźni? Powiem ci. Jedno wielkie zero! Tylko słuchasz o moich
problemach i nic więcej.
– Prawdziwi przyjaciele nie
oczekują od ciebie korzyści. Jesteś dla mnie jak brat. – Złapała go za rękę. –
Błagam cię Naruto, idź do lekarza.
– Zastanowię się.
– Eh… Już ja wiem jak ty się
zastanowisz. – Westchnęła dziewczyna. – No nic muszę już iść. Zadzwonię do ciebie.
Trzymaj się Naruto. Kocham cię. – Pocałowała go w policzek.
– Tak. Ja też. Do zobaczenia.
Blondyn długo jeszcze siedział po
wyjściu dziewczyny w kawiarni. Na jego twarzy nie pojawił się uśmiech, co
zaczynało mnie niepokoić. Analizowałem całą ich rozmowę. Naruto ukrywał coś
przed całym światem i tylko osoby naprawdę jemu bliskie mogły się dowiedzieć co
to takiego. Zazdrościłem tej różowowłosej dziewczynie, że zna jego sekret, kiedy
ja nawet nie mogę czytać w jego myślach. To mnie strasznie wkurzało. Nie lubiłem,
gdy ludzie mieli przede mną jakieś tajemnice. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
Nie mogę czytać w myślach Naruto, ale mogę czytać w myślach tej dziewczyny. Ona
zna jego tajemnice, wiec jak poszperam jej trochę w głowie, to się dowiem co on
ukrywa. Ale z drugiej strony, to pójście na łatwiznę, a tego nienawidzę. O nie.
Sasuke Uchiha nie lubi prostych rozwiązań. Albo raczej takich, które nie dają
satysfakcji.
Naruto wyszedł w końcu z kawiarni
i skierował się w stronę swojego mieszkania. Pod domem czekał na niego kolega z
pracy. Jeśli mnie pamięć nie myli, miał na imię Kiba.
– Cześć. – przywitał się szatyn.
– Cześć. Widzę, że Sakura nie
traciła czasu.
– Hę? O czym ty mówisz?
– Nie zadzwoniła do ciebie?
– Nie. Pomyślałem, że może… No
wiesz.
Naruto podszedł do chłopaka i, ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu, a już myślałem, że nic nie jest w stanie mnie
zaskoczyć, pocałował szatyna.
– Kiba mam dzisiaj strasznego
dola – wyszeptał.
– No to trzeba coś na to
poradzić.
Szatyn pociągnął Naruto za rękę i
weszli do budynku. Nie chciałem wiedzieć co tam zaszło. Mogłem się tylko
domyślać. A właściwie byłem pewny co się stało. Byłem wściekły, ale nie
wiedziałem, na kogo lub o co. Musiałem jakoś odreagować. Tej nocy zabiłem 3
osoby. Wyssałem ich krew co do ostatniej kropelki, ale to i tak nie zmniejszyło
mojego pragnienia i gniewu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Blondyn leżał na brzuchu, oparł
się na przedramionach i patrzył zamyślony za okno. Czyjeś ręce objęły go w
pasie i ktoś przylgnął do jego pleców.
– Naruto nie przejmuj się, to się
czasami zdarza – odezwał się Kiba.
– Co? – Uzumaki spojrzał na niego
zdezorientowany.
– No to, że ci nie stanął.
– Wybacz Kiba. Po prostu nie
jestem dzisiaj w nastroju.
– Tak się czasami zdarza, gdy
człowiek jest zmęczony albo zakochany.
– Co ty wygadujesz? Nie jestem
zakochany.
– Dlaczego nie zaprotestowałeś
jak powiedziałem, że jesteś zmęczony? – Spojrzał na niego przebiegle. – Normalnie
zacząłbyś się śmiać i wydzierać, że nigdy nie jesteś zmęczony i, że masz
niezwykłe pokłady energii.
– Nie wymyślaj tego, czego nie
ma.
– Myślisz o nim, prawda?
– O kim? – Spojrzał na niego
zaskoczony.
– No o tym brunecie, co przyszedł
wczoraj do nas na stacje po kawę. A ja myślę, że on przyszedł do ciebie.
– Kiba co ty gadasz?
– Widziałem jak się na ciebie
patrzył. Zjadał cię spojrzeniem.
– Och daj spokój.
– Przyznaj się. Wpadł ci w oko,
co?
– Nie… Po prostu mi kogoś
przypomina i tyle.
– A co będzie jak znowu
przyjdzie? Wtedy też będziesz tak myślał? Wiem co mówię.
– Kiba nie każdy facet, który na
mnie spojrzy musi być gejem.
– Oczywiście, że nie. Ale jego
spojrzenie mówiło; „Będziesz mój”.
– No mówię ci skończ już z tym. –
Blondyn przykrył głowę poduszką, jednak po chwili odsłonił się i spojrzał na
szatyna. – Naprawdę tak myślisz?
– Więc jednak mam rację. Lecisz
na niego.
– Ja… Nie…
– Naruto przestań kłamać.
– Nie przeszkadzałoby ci to?
– Przecież taki mieliśmy układ,
nie. Będziemy seks-przyjaciółmi dopóki sobie kogoś nie znajdziemy.
– Jeszcze nikogo nie mam.
– Tak. Ale to się zmieni. Ten
facet nie odpuści, to było widać w jego oczach.
– Kiba. – Naruto usiadł na łóżku
i spojrzał na chłopaka. – Przepraszam. Ja wiem co do mnie czujesz, ale ja…
Szatyn zamknął jego usta
delikatnym pocałunkiem.
– Nic nie mów. Wiedziałem, że
prędzej czy później to się stanie. Chcę żebyś wiedział, że na mnie zawsze
możesz polegać.
– Wiem. Dzięki.
Kiba popchnął blondyna na plecy.
– To może sprawdzimy czy nabrałeś
już ochoty, na małe co nieco. – Szatyn uśmiechnął się przebiegle i złączył ich
usta w namiętnym pocałunku.
C.D.N.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Od razu zaprotestuje
na Wasze przyszłe protesty. W opowiadaniu nie będzie sceny erotycznej z Naruto
i Kibą. Więc mi nie płakać, że skończyłam w takim momencie.
Do zobaczenia w następnej
notce.