Konbanwa!
Witam Was kochani.
Nie wiem czy ktoś to jeszcze czyta, ale i tak wrzucam. Jakby jednak ktoś
jeszcze tu bywał, to informuję, że żyje i staram się pisać dalej. Niestety nie
mam za bardzo czasu i weny niestety też. Dzisiaj nie mam dla Was kolejnej części
opowiadanka, ale powoli nad tym pracuje. W zamian za to daje Wam dzisiaj
króciutkiego one-shota. Mam nadzieje, że się Wam spodoba.
Pozdrawiam gorąco
Wasza Hikaru-chan. I przepraszam, że musicie tak długo czekać.
~♥~♥~♥~♥~♥~♥~♥~
Ciemność.
Unoszę się w powietrzu czy tonę w
wodzie. Sam już nie wiem. Gdy otwieram oczy, otacza mnie ciemność. Gdy je
zamykam nie potrafię wyobrazić sobie światła. To jest właśnie droga, którą
wybrałem. Życie w ciągłej ciemności, pustce, samotności. Niczego nie widzę,
niczego nie słyszę, niczego nie czuje, poza odczuciem nieważkości ciała. Wiedziałem,
że tak będzie. Byłem świadomy tego, że ciemność, którą noszę w sercu, pochłonie
w końcu całe moje ciało i umysł. Moją jedyną towarzyszką na tej drodze jest nienawiść
i nie jest ona przyjemna. Uwiodła mnie, sprowadziła na manowce. I chociaż sam
się na to zgodziłem, bywają takie dni jak dziś, gdy pragnę się z tego wyrwać.
Zobaczyć światło, poczuć ciepło. Ale mrok pochłania wszystko i moją chęć
ucieczki także.
Czasami zdarza mi się wyciągnąć
przed siebie rękę i próbuję coś złapać. Jednak chwytam tylko pustkę, zimną i
ciemną.
– Czy jest na tym świecie osoba,
która pomoże mi się stąd wyrwać?! – Od czasu do czasu słyszę krzyk mojej duszy.
– Nie ma takiej osoby – odpowiada
mój umysł. – Zdradziłeś wioskę, próbowałeś zabić najlepszego przyjaciela,
zabiłeś Orochimaru, Danzo, swojego brata. Chcesz zniszczyć wioskę. Kto, po
czymś takim, chciałby cię ratować? Nie. Zostaniesz tu na zawsze. To twój
jedyny, prawdziwy świat.
– Nie chcę tu być! Nie chce!
Moja dusza i umysł kłócą się ze
sobą, a ja słucham tego i nic nie mogę zrobić. Moje ciało jest takie ospałe,
zdrętwiałe, nie mogę się ruszyć. Tylko unoszę się w tej wiecznej ciemności.
– Nie chcę tu być! Nie chce! –
Głos mojej duszy jest jak echo i słyszę go coraz częściej. – Wyciągnij rękę!
Złap się czegoś!
– Ale tam nic nie ma.
– Wyciągnij rękę! Złap się
czegoś!
I chociaż wiem, że to nic nie da,
robię to i ponownie trafiam w pustkę.
– Mówiłem, że tam nic nie ma.
– Jesteś tego pewny? – Słyszę
inny, ale dobrze mi znany głos. Czuję ucisk na mojej dłoni. – Otwórz oczy
Sasuke.
Otwieram je i widzę przed sobą
postać otoczoną światłem. Niebieskie oczy, szeroki uśmiech, ciepło bijące od
naszych złączonych dłoni. – Wracamy do domu.
– Dom? Ja nie mam domu.
– Masz.
– Gdzie?
– Tam gdzie jestem ja. – Słyszę
szept tuż przy moim uchu, a potem czuje czuły pocałunek na ustach.
Otwieram szerzej oczy. Widzę
przed sobą biały sufit, na którym tańczą ciepłe promienie wschodzącego słońca.
Wdycham świeże powietrze, w którym unosi się jakiś przyjemny zapach. Moje serce
bije tak szybko, a ciało lekko drży.
– Nie możesz spać? Jeszcze
wcześnie. – Słyszę obok siebie zaspany szept. Odwracam głowę i tonę w
zatroskanym spojrzeniu niebieskich oczu. – Miałeś koszmar?
Ciepłe ramiona otaczają moje
ciało i mocno przyciskają do drugiego ciała. Obracam się w nich i robię to
samo.
– Koszmar? Nie. – Uśmiecham się
lekko. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem taki wspaniały sen.
– To śpij dalej. – Zamyka oczy i
wtula twarz w moją szyje.
– Dziękuję Naruto – szepczę i
przytulam go jeszcze mocniej.
– Za co? – Podnosi głowę.
– Za to, że mnie uratowałeś.
– Głupi Uchiha – wyszeptał i
ponownie wtuli się w moją szyje. – Nie musisz dziękować. Wystarczy, że mnie
kochasz. A teraz śpij.
Zamykam oczy i ponownie otacza
mnie ciemność. Jednak tym razem już się nie boję w niej zanurzyć, ponieważ jest
obok mnie osoba, która zawsze mnie z tego wyrwie.
The End