Uwaga!!

Uwaga!!!

Jest to blog o tematyce yaoi. Yaoi opowiada o miłości zarówno psychicznej, jak i fizycznej między dwoma mężczyznami. Lżejszą formą yaoi jest shounen-ai. Jeśli jesteś homofobem, albo taka tematyka ci nie pasuje to opuść tego bloga. Pozostałe osoby zapraszam do lektury i komentarzy.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie na moje gg: 9274038. Od pewnego czasu nie działają mi konferencje, więc o nowych notkach będę Was informowała i moim opisie.

piątek, 25 maja 2012

Burza.


Konnichiwa!!
Tę notkę opublikowałam na swoim starym blogu 7 września 2011 roku. W ten dzień urodziny ma moja kochana Żabuśka i z tej też okazji ta notka była jej dedykowana.
Zapraszam do czytania.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Burza.

Uwielbiam burze. Nie zawsze tak było. Jak byłem małym chłopcem bardzo się bałem tego zjawiska. Nie miałem przy sobie nikogo, kto by mnie wtedy przytulił i uspokoił.
Gdy troszkę podrosłem i poszedłem do Akademii, poznałem Irukę-sensei. Opiekował się mną i był pierwszą osobą, dla której coś znaczyłem. Wtedy też burze przestały być dla mnie straszne. Jednak czasami zdarzało się, że byłem sam.

Pewnego razu, gdy miałem 6 lat, wracałem do domu. W czasie drogi, rozpadał się deszcz, który szybko przerodził się w potężną burzę. Próbowałem się schronić w jakimś sklepie, ale gdy tylko do jakiegoś wchodziłem byłem od razu powiadamiany, że właśnie zamykają i wyrzucony z niego. Dobrze wiedziałem dlaczego to robili... hmm.... a właściwie nie wiedziałem. Ludzie mnie nie lubili i unikali. Patrzyli na mnie tak jakoś dziwnie. W ich oczach widziałem strach i nienawiść. Nie rozumiałem dlaczego. Początkowo myślałem, że to możne przez moje blizny na policzkach, które przypominały kocie wąsy lub jakiegoś innego drapieżnika. Ludzie przezywali mnie Lisim Chłopcem. Dopiero kilka lat później miałem się dowiedzieć prawdy.

Wracając do tego burzliwego wieczora. Nikt nie chciał mnie wpuścić pod dach bym przeczekał burzę. Kucnąłem sobie przy brzegu jeziora i patrzyłem na szarą, wzburzoną wodę. Do oczu napłynęły mi łzy. Nagle poczułem, że deszcz przestał mi padać na głowę. Spojrzałem do góry i zobaczyłem granatowy parasol.
- Przeziębisz się jak będziesz tak stał na deszczu. – usłyszałem chłopięcy głos. Koło mnie stał drobnej budowy, czarnowłosy chłopczyk. Od razu go poznałem. A kto by nie poznał szkolnego geniusza? – Mója mama zawsze mi tak mówi. – dodał uśmiechając się lekko.
- Idź sobie. Zostaw mnie. – zwróciłem spojrzenie z powrotem na taflę jeziora.
- Nie mogę. – ukucnął obok mnie, tak blisko, że nasze kolana i uda dotknęły się. – Jesteś cały mokry i zimny. Trzęsiesz się. – zdjął z siebie kurtkę i włożył na moje ramiona, a potem objął ramieniem. – Chodź Naruto, odprowadzę cię do domu.
- Ty wiesz jak się nazywam? – spojrzałem na niego zaskoczony.
- W końcu chodzimy do tej samej klasy.
- Nie boisz się moich blizn?
- Nie. A nawet uważam, że są... - tu zastanawiał się dłuższą chwile. - …urocze. Pasują do ciebie.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Chodź. – trzymając mnie za ramie odprowadził pod same drzwi.
- Naprawdę mieszkasz sam? Gdzie twoi rodzice?
- Nie żyją.
- I nikt się tobą nie zajął?
- Iruka-sensei się mną opiekuje.
- Aha.
- Może chcesz wejść na herbatę?
- Dzięki, ale muszę już iść. Może innym razem.
- Nie boisz się iść w taką burzę?
- Nie. I ty też się nie bój. Pomyśl o czymś przyjemnym.
- Nie mam o czym.
- A o nowym przyjacielu? – Sasuke uśmiechną się do mnie szeroko.
- Przyjaciel? Serio?
- Oczywiście. Zawsze chciałem do ciebie podejść i z tobą porozmawiać, ale bałem się twojej reakcji. Wybacz Naruto ale muszę już iść. Do zobaczenia w poniedziałek w Akademii.
- Tak, do zobaczenia. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.

Niestety następnego razu nie było. Tego wieczora klan Uchiha został wymordowany. Z twarzy Sasuke zniknął ten beztroski, cudowny uśmiech. Od tamtego czasu stał się innym człowiekiem. Nie zauważał mojego istnienia. Z reszta nie tylko mojego, olewał wszystkich na około. Ale miałem wrażenie, że mnie najbardziej. W końcu przyjąłem jego taktykę i zacząłem traktować go tak jak on mnie. Staliśmy się rywalami. Potem trafiliśmy do tej samej drużyny i na bardzo krótki czas znowu staliśmy się przyjaciółmi. A potem Sasuke odszedł z wioski by zdobyć siłę i zabić brata.

A ja w miedzy czasie wyrosłem ze strachu do burzy, która od naszego spotkania nad jeziorem zaczęła mi się kojarzyć z Sasuke. Błyskawice i grzmoty kojarzyły mi się z jego łagodnymi, pełnymi czułości i troski czarnymi oczami. A gdy walczył ze swoim bratem i rozpętał straszliwą burzę, jeszcze bardziej mi się to z nim kojarzyło.

Teraz mam 20 lat, ale cały czas patrzę na błyskawice z nieskrywaną fascynacją. Gdy przeświecają chmury swoim blaskiem, czuje się tak jakby coś przeszywało moje ciało. Serce zaczyna mi szybciej bić, a po ciele rozchodzą się przyjemnie fale. Mógłbym godzinami patrzeć się na to cudo.
- Zawsze będzie mi się z tobą kojarzyła. – powiedziałem na głos, gdy jedna z błyskawic podzieliła niebo.
- A mi z tobą i tym przestraszonym sześcioletnim aniołkiem. – usłyszałem szept tuż przy uchu i poczułem dłonie splatające się na moim brzuchu.
- Uwielbiam burze. – wyszeptałem i wplotłem swoje palce w jego.
- Nie. Ty uwielbiasz mnie Młotku.
- Nie. – odwróciłem się do niego i zarzuciłem ręce na jego szyje.
- Nie? – jedna z jego brwi uniosła się do góry.
- Uwielbiam burze. A ciebie kocham.
- To jest bardzo dobra odpowiedź.
Nasze usta spotkały się w czułym pocałunku. Tego wieczora kochaliśmy się namiętnie, a nasze rozkoszne jęki i krzyki ginęły wśród grzmotów.

No i powiedzcie mi. Jak burza nie ma mi się kojarzyć z Sasuke?
Nie może. Jest tak samo niebezpieczna i nieprzewidywalna, a jednocześnie fascynująca jak on.
Uwielbiam burze, ale Sasuke kocham.

The End

6 komentarzy:

  1. A ja uwielbiam to opowiadanie <3 *~*

    OdpowiedzUsuń
  2. One shot po prostu genialny : 3
    Taki słodki! <3
    Było mało dialogów, a i tak moim zdaniem ich relacje są takie..urocze.

    Pozdrawiam, Ami-chan ; 3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    pieknie, przykro że odciął się od Naruto, ale ostatecznie razem są i sam chciał zagadać do blondaska...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń